„Alma Spei powstało z marzeń” – to słowa dr Małgorzaty Musiałowicz, lekarki, która założyła hospicjum z zaprzyjaźnioną pielęgniarką Basią Jabłońską. Wcześniej obie pracowały w Szpitalu Żeromskiego w Krakowie – na oddziale zakaźnym, gdzie były same izolatki. Był to wówczas jedyny oddział w mieście, w którym rodzice mogli cały czas być przy swoich dzieciach, opiekować się nimi 24 godziny na dobę, mając przy tym odrobinę prywatności. To tam odkryły, że choć każdy mały pacjent jest zupełnie inny, to wszyscy mają takie same potrzeby. Wszystkie dzieci chcą być w domu, czuć się kochane, śmiać się i bawić. Nie chcą bólu, cierpienia, kolejnych wizyt szpitalnych. I marzą jeszcze o szczęściu i uśmiechu dla swoich rodziców.
I tak zrodziła się myśl, by stworzyć hospicjum, które zapewni całodobową, kompleksową opiekę lekarską i pielęgniarską, ale też zadba o dobrostan dzieci i ich rodzin, o dobre chwile. I o to, by pokazać rodzicom: nie jesteście sami.
Miarą sukcesu w pracy lekarza – przynajmniej w powszechnym rozumieniu – jest wyleczenie pacjenta. To przynosi satysfakcję, stanowi naszą nagrodę. Cieszę się, że mogłam tej satysfakcji doświadczyć, pracując w szpitalu. Myślę, że dzięki temu teraz jestem w stanie opiekować się pacjentami, których wyleczyć się nie da. To dla lekarza trudne, nienaturalne, sprzeczne z jego odruchami.
Ale przecież dzieci, których i tak nie wyleczymy, i tak nie uratujemy, zasługują na to, żeby nie cierpieć. Żeby nie bolało. Żeby się nie bać. Żeby nie były targane drgawkami. Żeby nie miały duszności. Zasługują na godne życie i godną śmierć.
Jeśli to się udaje, możemy sobie powiedzieć: dobra robota
(Małgorzata Musiałowicz)



