Danuta i Dariusz

Alma Spei Hospicjum dla Dzieci

W Ewangelii świętego Łukasza jest takie zdanie: Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. Czujemy, że jesteśmy przez Boga bardzo obdarowani: zdrowiem, bliskimi, szczęściem. Pomaganie jest więc dla nas rodzajem reakcji na wdzięczność, którą odczuwamy każdego dnia.

Alma Spei znaczy: niosący nadzieję. Pamiętamy doskonale dzień, w którym o hospicjum usłyszeliśmy po raz pierwszy. To było pięć lat temu, podczas wieczornej mszy w kościele pw. Jadwigi przy Łokietka w Krakowie. Na ambonę wyszedł Włodek Musiałowicz, wolontariusz Alma Spei, a prywatnie – mąż pani doktor Musiałowicz, szefowej i założycielki hospicjum. Opowiedział, co Alma Spei znaczy po łacinie, ale też – czym zajmuje się hospicjum, jaka jest jego misja, w jaki sposób można ją wesprzeć.

W tej przemowie nie było ani jednego zbędnego słowa. Włodek jest świetnym mówcą: wie, kiedy zrobić pauzę, jakiego użyć tembru głosu, jak przedstawić temat w pigułce. Wzbudza sympatię i zaufanie. Daliśmy się porwać – zarówno jego opowieści, jak i idei hospicjum, o której opowiadał. O tym, że Alma Spei otacza opieką nie tylko chore dzieci, ale też całe rodziny. Że ta opieka nie kończy się wraz z odejściem dziecka. Że pacjenci hospicjum są w swoich domach, bo to w domach, przy rodzicach, otoczeni miłością, dzieci czują się najlepiej.

I jeszcze że mimo choroby – mogą żyć pięknie.

Bardzo wiele i bardzo niewiele

Po mszy podeszliśmy do Włodka zapytać, czy w czymś jeszcze – poza wrzuceniem paru złotych do hospicyjnej puszki – moglibyśmy pomóc. Był to akurat czas, kiedy zaczęliśmy rozważać stały wolontariat, ustrukturyzowaną formę pomagania. Czuliśmy, że na tym etapie życia mamy czas, siłę i możliwości, by pomagać bardziej niż tylko kupując bezdomnemu bułkę czy wpłacając pieniądze na zbiórki.

Włodek skierował nas do Roberta, który wówczas, w 2018 roku, był koordynatorem wolontariuszy. Tak zaczęła się przygoda, dzięki której w naszym życiu zmieniło się bardzo niewiele i bardzo wiele zarazem.

Bardzo niewiele, bo wolontariat nie zajmuje nam dużo czasu, nie dezorganizuje życia, nie wpływa w logistycznym wymiarze na naszą codzienność. Wiele, bo to doświadczenie, które wzbogaca. Uczy pokory, pomaga pielęgnować wdzięczność, pokazuje, że ludzi nie można oceniać po pozorach.

Działanie

Nasza współpraca dla Alma Spei polega przede wszystkim (ale nie tylko) na udziale w kwestach na rzecz hospicjum. Zazwyczaj odbywają się one w niedziele pod kościołami i są zapowiadane tydzień, dwa tygodnie wcześniej przez księdza. Wielu wolontariuszy Alma Spei to młodzi ludzie, a oni raczej nie lubią kwestować przed 11, zatem to my, ci starsi, zazwyczaj „obstawiamy” poranne msze. Odwiedzamy różne kościoły, przede wszystkim w Krakowie, ale też w innych małopolskich miejscowościach.

To kolejna wartość, jaką niesie za sobą wolontariat dla Alma Spei: obcowanie z piękną architekturą i sztuką sakralną. W wielu kościołach, które odwiedzaliśmy z puszkami, nie byliśmy nigdy wcześniej. I do wielu pewnie nigdy byśmy nie trafili.

Gdy zachodzi taka potrzeba, pomagamy też na inne sposoby: przygotowujemy stroiki lub kartki świąteczne dla darczyńców, pojawiamy się na „ślubach z sercem” (czyli takich, gdzie państwo młodzi poprosili gości by, zamiast przynosić kwiaty, wsparli hospicjum) czy kiermaszach świątecznych. Oczywiście bierzemy udział też w najradośniejszym wydarzeniu w kalendarzu hospicjum: Dniu Dziecka w krakowskim zoo. To wielka, pełna energii impreza, gdzie na wspólnym spacerze spotykają się mali podopieczni różnych krakowskich hospicjów z rodzinami. Potrzeba wtedy wielu wolontariuszy, by pomóc rodzicom w opiece nad maluchami.

Wdzięczność

Danusia jest z wykształcenia ekonomistą, pracuje w finansach, ale jej wielką pasją jest socjologia: dodatkowo ukończyła też studia na tym kierunku. Darek jest inżynierem, który zajmuje się branżą petrochemiczną.

Czasem widać między nami te różnice. To niełatwe, ale też bardzo wzbogacające. Nieco inaczej przetwarzamy informacje, na coś innego zwracamy uwagę, choć ostatecznie zawsze patrzymy w tym samym kierunku. Uzupełniamy się, wzajemnie inspirujemy, szanujemy się i lubimy.  Oboje czujemy też, że w życiu należy dać coś od siebie, nie tylko brać.

Nie chodzi o to, żeby ludzie nas podziwiali albo żeby poczuć się lepiej – jeśli ktoś ma taką motywację do pomagania, to też w porządku, liczy się efekt. My patrzymy na to jednak inaczej. Czujemy, że jesteśmy przez Boga hojnie obdarowani: mamy zdrowie, rodziny, życzliwych ludzi wokół siebie, niczego nam nie brakuje. Uważamy, że w tej sytuacji powinniśmy choć część tych łask zwrócić. To nasza forma wyrażenia wdzięczności.

Obserwacje

Wolontariat w Alma Spei to też cenne obserwacje społeczne, dla socjologa – bardzo wzbogacające. To niesamowite, jak kontekst zmienia ofiarność ludzi.

Darek: Zazwyczaj kwestujemy pod kościołem, ale raz pojechaliśmy na zbiórkę w krakowskim hipermarkecie. Byłem przekonany, że ludzie, którzy robią zakupy – a więc są przecież przygotowani finansowo, i tak wydają w tym miejscu pieniądze – będą chętniej rzucali do puszek. Nic bardziej mylnego. Udało się zebrać tylko małą część tego, co wpłacają ludzie pod kościołami.

Danusia: Mnie to nie dziwi. Ksiądz, zapowiadając kwestę, uwiarygadnia ją. Wierni wiedzą, że nie wpuściłby do kościoła oszustów albo kogoś, kto zbiera pieniądze na kontrowersyjny cel. Poza tym zakupy są w pewnym sensie współczesna formą polowania. A ludzie na polowaniach byli skoncentrowani na realizacji celów, a nie głębszej refleksji albo wyrażaniu empatii.

Darek: Ciekawe jest też to, że ofiarność ludzi wzrasta wraz z pogorszeniem pogody. Jeśli stoimy w deszczu czy na mrozie, puszki zapełniają się szybciej.

Danusia: Ludzie lubią i chcą pomagać. Oczywiście, nie wszyscy, jednak często jest to naturalny odruch. Ludzie w ogóle są dobrzy. Spotyka nas morze życzliwości i ciepła bijącego z serc. Ludzie podchodzą i mówią: Fajnie, że jesteście, albo dziękują nam. Zapewniają, że trzymają kciuki. To niby małe gesty, ale wiele dla nas znaczą.

Wdowi grosz

Zawsze wzrusza nas wielka ofiarność tych, którzy – jak wnosimy z obserwacji – sami nie są zamożni ani nawet dobrze sytuowani. Na poranne msze chodzą w większości starsze osoby. W Polsce seniorzy żyją zazwyczaj bardzo skromnie, rozplanowując budżet tak, żeby starczyło na leki, prąd, jedzenie. Gdzie tu jest przestrzeń na pomaganie? A jednak – to te osoby pomagają najchętniej. Wrzucają czasem kilka złotych, ale my wiemy, że dla nich te kilka złotych to bardzo dużo. Biblijny wdowi grosz, który tak naprawdę jest najcenniejszym, najbardziej poruszającym darem.

Czasem bywają jednak niespodzianki. W naturze człowieka leży ocenianie po pozorach, szufladkowanie napotkanych ludzi, też ze względu na ich wygląd. To zwykły odruch, silniejszy od nas. Po prostu: ludzki. Wolontariat w Alma Spei uczy jednak, że pozory mogą bardzo mylić, a ludzie – zaskakiwać. Zdarzają się mężczyźni wyglądający jak panowie spod ciemnej gwiazdy, a wrzucający plik banknotów. Zdarzają się też ludzie, którzy słysząc „Alma Spei”, odpowiadają „wiem, znam to hospicjum”. Widać po ich oczach, dlaczego znają hospicjum: z własnych doświadczeń. Być może w rodzinie, wśród przyjaciół, był pacjent Alma Spei. Być może są po stracie własnego dziecka.

W tych oczach jest smutek, ale też wdzięczność.

ODWIEDŹ NAS na Dożynkowej 88a

pon-pt od 8.00 do 15.00

Alma Spei Hospicjum dla Dzieci

31-234 Kraków,

ul. Dożynkowa 88a

skontaktuj się z nami tutaj