Każdy ma różne doświadczenia, umiejętności, zdolności. Jako koordynator wolontariatu staram się koncentrować na tym, co łączy. Hospicjum to miejsce szczególne, dlatego każda pomoc jest potrzebna i każdy może pomóc. Jeśli dysponujesz tym, co bezcenne – wolnym czasem i masz chęci, by pomagać – zapraszam.
Byłem kiedyś na kweście z chłopakami z ośrodka wychowawczego. Staliśmy z puszkami przed kościołem, ludzie podchodzili, wrzucali datki. Chłopcy powiedzieli: fajnie, że ludzie się dzielą. Zapytałem wtedy: a wy co robicie? Stoicie tu kolejną godzinę, zamiast siedzieć w domu czy grać na komputerze. Jak myślicie, kto daje więcej?
Dla dzieci zrobię wszytko
W hospicjum Alma Spei pracuję jako koordynator wolontariatu od prawie trzech lat. Trafiłem tu przypadkowo – chociaż nie wierzę w przypadki – widocznie musiało tak być. Przez ponad 26 lat byłem żołnierzem zawodowym. Kiedy odszedłem ze służby, szukałem dla siebie miejsca, chciałem się zaangażować w pomaganie. Myślałem o pracy w stowarzyszeniu, w organizacji, która niesie pomoc. Któregoś dnia dostałem powiadomienie z portalu internetowego o możliwości pracy w Alma Spei – hospicjum poszukiwało osoby na stanowisko koordynatora wolontariatu. Wysłałem CV i zostałem zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną. W jej trakcie psycholog hospicjum, wskazując na strój zajączka wielkanocnego, zapytał, czy będę w stanie w nim paradować. I chociaż byłem trochę sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, opowiedziałem: dla dzieci mogę zrobić wszytko.
I dostałem tę pracę.
W dniu, w którym po raz pierwszy przyszedłem do Alma Spei, pojechaliśmy z wolontariuszami do podopiecznej 3-letniej Hani, aby dostarczyć jej prezenty w ramach akcji „Pieluszka od zajączka”. Założyłem pluszowy kostium, chociaż z pewnym trudem, ponieważ okazał się trochę za mały. Kiedy wręczyłem pieluszki i pobawiłem się z Hanią, zapytałem, czy zajączek może się rozebrać, ponieważ jest mu bardzo gorąco. A Hania odpowiedziała poważnie: tak, ale nie do golasa. I chociaż dziewczynki od dwóch lat nie ma już wśród nas, często wspominam tę jej zabawną odpowiedź.
Pewnego razu zaistniała konieczność, aby trochę odciążyć rodziców Hani i zająć się jej kilkuletnim bratem. Staraliśmy się wypełnić mu czas różnymi zabawami, m.in. zbudowaliśmy rakietę, którą miał polecieć w kosmos. Leon założył kask astronauty, odpowiedni strój, ale wspólnie uznaliśmy, że skoro leci na podbój kosmosu, powinien także mieć broń. Wręczyłem mu zabawkowy miecz, a koleżanka – patelnię. Kiedy 5-latek wsiadł do rakiety, okazało się, że było tam za mało miejsca i miecz się nie zmieścił. Wystartował z patelnią.
Kiedy wymyślałem różne zabawy, aby zająć i zaciekawiać Leona, chłopiec zadał mi pytanie: Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Dało mi dużo do myślenia pod kątem mojej przyszłej pracy w hospicjum. Będę je długo pamiętał.
Przykłady te pokazują, że praca w Alma Spei jest bardzo różnorodna. Jednak jako były żołnierz, nie boję się takich wyzwań. Stanowią one raczej inspirację.
Zadania koordynatora
Przez lata służby wojskowej miałem kontakt z młodymi ludźmi, którzy przychodzili do wojska m.in. w ramach poboru. Podejmowałem też działania wolontariackie. Angażowałem się w projekt „Paczka dla kombatanta na Kresach”, wygłaszałem wykłady historyczne o żołnierzach wyklętych w szkołach albo opowiadałem uczniom o swoim zawodzie.
Obecnie jako koordynator wolontariatu zajmuję się m.in. rekrutacją wolontariuszy, rozmawiam z kandydatami, zarządzam zespołem. Określam zadania dla wolontariuszy, dbam, by otrzymali wszelkie informacje i narzędzia niezbędne do pracy.
Okazuje się, że ludzie mają różne pomysły na wolontariat. Staram się więc wyjaśniać, jak to wygląda w Alma Spei, zwłaszcza że powszechne wyobrażenie o tym, jak funkcjonuje wolontariat w hospicjum domowym czasami odbiega od tego, co rzeczywiście robimy. Ludzie chcieliby na przykład posiedzieć przy chorym dziecku, potrzymać je za rękę, tymczasem my bardziej skupiamy się na pracy logistycznej, wspieramy funkcjonowanie hospicjum. Kontakt z podopiecznymi jest sporadyczny i związany z okolicznościowymi wydarzeniami i akcjami: mikołajkami, Pieluszką od Zajączka czy Dniem Dziecka.
Zdarza się, że ktoś przychodzi i mówi: chciałbym się zaangażować, ale nie wiem, czy podołam; albo: chciałabym być wolontariuszem, ale nie mam czasu na wszystko to, co robicie. Wtedy staram się dopasować kandydatów do pracy wolontariackiej, albo pracę do kandydatów. Przydają mi się umiejętności planistyczne i organizacyjne, które nabyłem w czasie służby wojskowej. Na tym też polega funkcja koordynatora, aby znaleźć dla każdej osoby coś, w co mogłaby się zaangażować.
Pracuję z osobami w różnym wieku: od szóstej klasy szkoły podstawowej po tych, którzy są na emeryturze i mają więcej wolnego czasu, który mogą nam poświęcić. Niektórzy przychodzą, zobaczą i stwierdzają, że to nie jest dla nich, inni zostają i są z nami od lat.
Z hospicjum współpracuje około 60-70 osób w ciągu roku. I nie zdarzyło się nigdy, abym nie znalazł wolontariusza do danej akcji.
Jak Napoleon
Każdy może dołożyć małą cegiełkę do budowania Alma Spei, ponieważ prowadzimy różnorodne projekty. Jednym z nich jest „Szkoła z pasją pomagania”. To projekt edukacyjny, który realizujemy w szkołach podstawowych i ponadpodstawowych. Podczas spotkania z uczniami opowiadamy o naszych podopiecznych, ale również poruszamy trudne tematy, jak nieuleczalna choroba, śmierć, opieka hospicyjna. Uczniowie organizują zbiórki na rzecz Alma Spei, angażują się też w inny sposób: nagrywają teledyski, bajki dla dzieci, piszą piosenki i wiersze, niektórzy występują na zawodach sportowych w koszulkach z logo naszego hospicjum. W „pomaganie” udało nam się też zaangażować wychowanków Zespołu Placówek Resocjalizacyjno-Socjoterapeutycznych w Krakowie. W zeszłym roku przepracowali prawie 200 godzin. Czują się u nas jak w domu. Często mówię, że Napoleon miał swoją Starą Gwardię, na którą mógł liczyć, a ja, chociaż nie jestem Napoleonem, także mam niezawodną drużynę, Starą Gwardię: kilkunastu chłopaków z ZPR-S.
Byłem kiedyś z nimi na kweście. Staliśmy z puszkami przed kościołem, ludzie podchodzili, wrzucali datki. Chłopcy powiedzieli: fajnie, że ludzie się dzielą. Zapytałem wtedy: a wy co robicie? Stoicie tu kolejną godzinę, zamiast siedzieć w domu czy grać na komputerze. Jak myślicie, kto daje więcej?
W hospicjum realizujemy też program „Przedszkole z pasją pomagania”, który ma na celu uwrażliwienie najmłodszych na potrzeby dzieci nieuleczalnie chorych.
Zwracają się do nas również firmy, które chcą się zaangażować w ramach wolontariatu pracowniczego. Dzięki nim pozyskaliśmy m.in. sprzęt medyczny i bony paliwowe na dojazdy naszego zespołu medycznego do podopiecznych. A potrzeby są duże: rocznie przejeżdżamy ponad 100 tys. kilometrów, realizując sześć tysięcy wizyt.
Służba
Mówi się, że wolontariat w hospicjum to najtrudniejsza forma pomagania. Jednak jako były wojskowy jestem przyzwyczajony do rozmaitych zadań. Wojsko jest instytucją, która porządkuje i układa, a to w pracy koordynatora bardzo mi się przydaje. Konieczność zarządzania projektami i wolontariuszami wymaga planu, umiejętności komunikowania w jasny, zrozumiały sposób, zarządzania zasobami ludzkimi i współpracy. Potrafię przydzielać zadania, znaleźć odpowiednie osoby, ale też dać zajęcie tym, którzy sami się zgłaszają.
Lubię również spotkania z młodzieżą w szkołach, chociaż nie zawsze są łatwe. Dzisiaj młodzież jest bombardowana różnymi pomysłami na życie, interesują ją tematy aborcji czy eutanazji. Staram się więc przedstawiać ideę hospicjum perinatalnego jako pewną alternatywę. Opowiadam, jak działa wolontariat, w jaki sposób każdy może wesprzeć Alma Spei. Wielu naszych wolontariuszy wywodzi się spośród uczniów.
Opowiadam też czasami o sobie, o mojej pracy żołnierza, aby pokazać, że każdy może się zaangażować w pomoc hospicjum. Pewien uczeń podsumował moją wypowiedź słowami: kiedyś pan zabijał, a teraz pan pomaga. Bardzo go poruszyło, że mogłem pełnić dwie tak – wydawałoby się – skrajne role. Wyjaśniłem, że służyłem ojczyźnie i obywatelom, a Pan Bóg ustrzegł mnie przed odebraniem czyjegoś życia.
Służba – to słowo, które łączy moją dawną pracę z tym, czym dzisiaj się zajmuję.
Najbardziej mnie cieszy, że udaje mi się realizować projekty, angażować tylu ludzi, zwłaszcza nastolatków. Rodzice chorych dzieci są wdzięczni za okazaną pomoc, a nasi podopieczni i ich rodzeństwo są uśmiechnięci. Nasz przyjazd dla nich jest ważny. To nas nakręca i daje siłę do kolejnych projektów i działań.