Magda i Patryk

Alma Spei Hospicjum dla Dzieci

Jest nas kilkudziesięciu. Bardzo młodych i całkiem dojrzałych, matek z córkami, mężów z żonami, koleżanek ze szkół. Widujemy się podczas różnych okazji: kwest, charytatywnych meczów, bożonarodzeniowych przygotowań czy na spotkaniach dla wolontariuszy. Możliwość pomocy Alma Spei jest dla nas przywilejem, wszyscy z niej czerpiemy.

Niektórzy trafiają tu z dość pragmatycznej przyczyny: potrzebują dodatkowych punktów za wolontariat, które potem liczą się podczas rekrutacji do szkoły średniej. A potem zaczynają dostrzegać, że współpraca z Alma Spei daje im coś znacznie cenniejszego niż edukacyjne przywileje. Wciągają się. Zostają. Innym czegoś w życiu brakuje, szukają przestrzeni, która dawałaby sens i spełnienie. Wtedy słyszą o hospicjum i idą za tym.

Z nami było tak: Magda w dniu swoich 16 urodzin obudziła się z myślą, że chce robić coś dla innych. Pomagać. Trudno racjonalnie to wytłumaczyć: to nie był efekt przemyśleń, kalkulacji ani nawet refleksji. Bardziej impuls, rodzaj wołania. Tego samego dnia poszła na cmentarz, odwiedzić Mamę. Gdy wracała, już wiedziała: będzie pomagać w dziecięcym hospicjum.

Z Patrykiem sprawa była prostsza: wydarzyła się Magda. Poznaliśmy się pod koniec szkół średnich, pięć lat temu. Właściwie przez przypadek. Patryk nie miał z kim iść na studniówkę, sąsiadka obiecała mu więc, że zapyta koleżanki, czy któraś nie chce przejść się na bal z fajnym chłopakiem. I tak na studniówkę Patryka poszliśmy jako kumple. Na studniówkę Magdy, która była w kolejnym miesiącu – już jako para.

Patryk: Magda, która była już dość doświadczoną wolontariuszką, wciągnęła mnie w świat Alma Spei. Pokazała, jak wspaniałą misję ma hospicjum. I jak pomaganie – pomaga pomagającemu. Dobro, które dajemy, wraca do nas. Naprawdę w to wierzę.


Normalne dzieci

W Alma Spei pomagamy na wiele sposobów. Często kwestujemy pod kościołami albo na „ślubach z sercem”. Magda: To bardzo fajna inicjatywa. Narzeczeni proszą weselnych gości, aby zamiast przynosić kwiaty, które przecież zaraz zwiędną w wazonie albo wina, których butelki będą kurzyć się na półkach, przygotowali datki na hospicjum. Oczywiście nasz ślub, który planujemy na maj przyszłego roku, też będzie tego typu uroczystością.

W ramach wolontariatu przygotowujemy też bożonarodzeniowe stroiki, ulotki, paczki na zajączka czy Mikołaja. Odwiedzamy różne akcje czy mecze charytatywne. Na Dzień Dziecka chodzimy do zoo, pomagać w opiece nad podopiecznymi hospicjum oraz ich zdrowymi braćmi i siostrami. Magda, w stroju zajączka (w okolicach Wielkanocy) albo Aniołka (w okolicach Bożego Narodzenia), jeździ też wręczać hospicyjnym dzieciakom prezenty.

Magda: To są bardzo wzruszające momenty. Dzieciaki są cudowne, cieszą się na nasz przyjazd, odliczają dni. To wielka radość być tego częścią. Myślę, że dla rodziców hospicyjnych podopiecznych ważne jest, że traktujemy ich dzieci naturalnie. Jak normalne dzieci. Maluszki z wadami genetycznymi, podłączonymi rurkami i sondami wyglądają inaczej, społeczeństwo nie jest z nimi oswojone. My nie boimy się tych dzieci dotknąć, przytulić, wziąć na ręce. Odwdzięczają się nam bezgraniczną radością, uśmiechem, a rodzice – wdzięcznością. Dla nich jest niezwykle ważne, że nie są z tym sami.

Patryk: Nas ujmuje też sposób, w jaki hospicjum traktuje zdrowe rodzeństwo chorych pacjentów. Jeśli jedno dziecko w rodzinie wymaga całodobowej, medycznej opieki, to ich bracia czy siostry mają często deficyty uwagi i troski rodziców. Alma Spei od początku swojej działalności „dopieszcza” więc zdrowe rodzeństwo, organizując dla nich choćby kolonie, dodatkowe zajęcia, pamiętając o nich przy okazji wręczania prezentów na Boże Narodzenie czy Wielkanoc.

Magda: Podczas ostatniego Dnia Dziecka w krakowskim zoo pan Grzegorz, koordynator wolontariuszy, szepnął mi: Proszę, idź do Ignasia. Ignaś to zdrowy braciszek hospicyjnego podopiecznego. Żywe, ruchliwe dziecko, którego wszędzie pełno. Widać było, że jego mama – ogarniając jednocześnie opiekę nad nim i chorym dzieckiem – była po prostu bardzo zmęczona. Podeszłam do Ignasia, zaczęłam się z nim bawić, biegać, karmić zwierzęta w minizoo. Spędziłam z nim resztą dnia, aż do grilla na polanie. Chociaż trochę odciążyłam jego mamę, a chłopakowi sprawiłam frajdę. Sama też miałam wiele radości.

Czas, najcenniejszy dar

Wśród wolontariuszy Alma Spei jest sporo młodzieży, są też dojrzałe osoby. Osób w naszym wieku (Magda ma 23, a Patryk 24 lata) jest najmniej. Pewnie wynika to z tego, że stojąc u progu dorosłości, młodzi mają mnóstwo swoich spraw.

U nas też dużo się dzieje. Kończymy studia – Magda fizjoterapię, a Patryk informatykę, pracujemy zawodowo – Patryk już w zawodzie, Magda w sklepie z dziecięcymi ubrankami. Magda dodatkowo ma praktyki w szpitalu. Przygotowujemy się do ślubu. Na wiele rzeczy brakuje nam czasu, ale ten, który mamy – chcemy wykorzystywać jak najlepiej. Prawdziwa pomoc nie polega na tym, że ofiarujemy coś, czego mamy za dużo. To nie jest poświęcenie, że oddajemy zalegające nam w szachach ubrania dla biednych. Poświęcenie jest wtedy, gdy dwie osoby są głodne, a jedna dzieli się kawałkiem chleba. My dzielimy się swoim czasem.

I bardzo dużo otrzymujemy w zamian.

Po pierwsze: dobre słowo. Gdy kwestujemy na rzecz hospicjum, często podchodzą do nas ludzie i mówią: „Dziękujemy, że jesteście”. Trzy słowa, niby niewiele, prawda? Ale za tymi trzema słowami kryje się znacznie więcej: wsparcie, życzliwość, nadanie naszym działaniom sensu.

Po drugie: uczymy się, czym jest współpraca. Wolontariuszy jest kilkudziesięciu. Mamy swoją zamkniętą grupę na facebooku, tu komunikujemy się, kto, gdzie, w jakich godzinach i jakim zakresie  może pomóc. Magia polega na tym, że jeśli dzielimy się obowiązkami, każdy dokłada swoją (z pozoru małą) cegiełkę, to praca idzie szybciej, sprawniej i przyjemniej. Razem możemy więcej. Współpraca jest fajna, bo dzielimy się obowiązkami, ale mnożymy radość i satysfakcję. To wielka nauka nie tylko w kontekście wolontariatu, ale w ogóle życia.

Miłość

Jest jeszcze coś. Pracując charytatywnie dla hospicjum, nabieramy pokory, szacunku do życia, dystansu do własnych problemów. Widzimy heroicznych rodziców, którzy opiekują się swoimi dziećmi w dzień i w nocy, siedem dni w tygodniu, 24 godziny na dobę. Mało kto myśli o tym, jakie to bohaterstwo. Spójrz, widzimy się w kawiarni, przy dobrej kawie. Możemy po prostu wyskoczyć w takie miejsce, spotkać się, to dla nas nic wielkiego. Dla rodziców chorych dzieci byłaby to wyprawa, z którą wiąże się niewyobrażalnie skomplikowana logistyka.

Dwa lata temu, przy okazji turnieju w golfa, odbywał się mecz charytatywny na rzecz hospicjum. Przyjechali podopieczni Alma Spei i wolontariusze. Bogaty sponsor, szampan, znani ludzie. Wręczali właśnie nagrodę Jerzemu Dudkowi, który był specjalnym gościem. Wywołali go na scenę, była akurat chwila ciszy. I wtedy rozległ się dźwięk odsysania rurki tracheostomijnej.

Mama hospicyjnego podopiecznego tego nie zaplanowała, po prostu tak wyszło. A jednak dobrze, że tak się stało: być może zgromadzeni ludzie, albo przynajmniej ich część, zrozumiało, czym jest opieka nad nieuleczalnie chorym dzieckiem. Jakim poświęceniem dla rodziców było spakować te wszystkie rurki, sprzęty medyczne, chore dzieci i przyjechać. Jakim poświęceniem jest dla nich każdy dzień, każda godzina, każda minuta.

Poświęceniem, ale i wyrazem głębokiej miłości. W hospicjum jest taka podopieczna, Gabrysia. Jest z Alma Spei od wielu lat, właściwie jest już dorosła, choć nie mówi, nie chodzi, nigdy nie będzie samodzielna. Mieszka z mamą, są nierozłączne. Mama wszystko robi z Gabrysią i dla Gabrysi. Widać, że łączy ich więź, która może przenosić góry. Patrzą na siebie z bezgraniczną, absolutnie bezwarunkową miłością. Myślimy, że życie mamy Gabrysi nie byłoby bez córki tak pełne i tak piękne.

Od podopiecznych hospicjum i ich rodzin uczymy się też tego: że nie ma w życiu nic ważniejszego niż miłość.

ODWIEDŹ NAS na Dożynkowej 88a

pon-pt od 8.00 do 15.00

Alma Spei Hospicjum dla Dzieci

31-234 Kraków,

ul. Dożynkowa 88a

skontaktuj się z nami tutaj