„Pokaż, na co cię stać, ale nie jeden raz” – śpiewał przed laty zespół Feel. Pomagać można na wiele sposobów, a praca wolontariusza to jedna z piękniejszych form pomocy. To bezinteresowne działania, za które wolontariusz nie dostaje żadnej zapłaty. Może jednak wzbogacić się niematerialnie, otrzymując wdzięczność lub uśmiech drugiej osoby. Wiedzą o tym doskonale Marek i Lidia – ojciec i córka, którzy od ponad trzech lat działają w wolontariacie Alma Spei.
Marek jest emerytowanym geodetą. Przez całe życie zawodowe patrzył na świat przez pryzmat współrzędnych geodezyjnych i instrumenty optyczne, zajmował się badaniem gruntów i pomiarami działek. Lubi podróże po Polsce i świecie, zwłaszcza do miejsc, w których można podziwiać imponującą architekturę.
– Pewnego dnia stwierdziłem, że jako emeryt mam dużo wolnego czasu. I że chciałbym zaangażować się w wolontariat – mówi.
Różnorodna pomoc
Do Alma Spei trafił dzięki rodzinie.
– O hospicjum dowiedziałem się od brata. Nie miałem więc problemu z wyborem placówki, z którą warto nawiązać charytatywną współpracę – uśmiecha się.
Wolontariat to idealne zajęcie dla tych, którzy chcą pomagać i aktywnie działać na rzecz ważnych dla siebie wartości, a przy tym mieć realny wpływ na dokonujące się zmiany. Wolontariat, oprócz tego, że niesie ze sobą bezinteresowną pomoc, może być sposobem na przełamanie monotonii codziennego życia, drogą do zawarcia ciekawych znajomości, czy też szansą na zdobycie umiejętności.
Marek: Bardzo mi odpowiada wielokierunkowa działalność hospicjum Alma Spei. Jako wolontariusze bierzemy udział w różnorodnych akcjach, każdy może tu znaleźć coś dla siebie.
Można pomagać w biurze fundacji, angażować się w liczne projekty, albo kwestować na rzecz dzieci. I właśnie udział w kweście sprawił, że także córka Marka, Lidia, postanowiła dołączyć do grona wolontariuszy Alma Spei.
– Pewnego dnia tata zabrał mnie na kwestę i od tego się zaczęło. Spodobało mi się, że robię coś dobrego. Wcześniej nie za bardzo interesowałam się pomocą charytatywną, tymczasem okazało się, że przyjemnie jest robić coś dla innych i czuć się pożytecznym – wspomina Lidia. – Zwykle nie opowiadam o tym, co robię, bo moich rówieśników to nie za bardzo interesuje. Gdy ktoś mnie pyta, jak mi minął weekend, odpowiadam, że byłam na kweście z tatą. Wówczas moi znajomi są ciekawi, co to jest ta kwesta. A kiedy trochę żartem mówię, że stoję pod kościołem z ręką wyciągniętą po pieniądze, nie dowierzają mi – uśmiecha się Lidia.
17-latka na co dzień uczy się w trzeciej klasie szkoły gastronomicznej, chce zostać cukiernikiem. W wolnym czasie najchętniej spotyka się ze znajomymi i pomaga w Alma Spei. Jej także podoba się wielokierunkowa działalność hospicjum.
– Chodzimy na kwesty, czasem pomagamy segregować rozmaite produkty od darczyńców w siedzibie fundacji, na przykład pampersy czy środki czystości. Pakujemy ozdoby świąteczne na potrzeby kiermaszów świątecznych. Bierzemy też udział w akcji „Ślub z sercem” skierowanej do nowożeńców, którzy proszą gości weselnych, aby zamiast kwiatów ofiarowali datki dla naszych podopiecznych – mówi Lidia.
Wyjątkową akcją organizowaną przez hospicjum są mikołajki. Upominki przygotowywane z tej okazji dla chorych dzieci i ich rodzeństwa rozwozi sam święty Mikołaj w towarzystwie aniołków.
– Dwukrotnie byłem świętym Mikołajem – mówi Marek. – Za pierwszym razem miałem dużą tremę, trochę się obawiałem bezpośredniego kontaktu z chorymi dziećmi. Niektórzy rodzice chcieli mieć pamiątkowe fotografie swoich dzieci z brodatym świętym, ale nie wiedziałem, czy mogę takie dziecko wziąć na kolana, czy nie zrobię mu krzywdy. Na szczęście zawsze nam towarzyszyła nam pielęgniarka, aby dzieci były bezpieczne.
Hospicjum pamięta także o tych podopiecznych, którzy już odeszli. Marek w dniu Wszystkich Świętych wraz z innymi wolontariuszami odwiedzał małopolskie cmentarze i zapalał znicze na grobach dzieci, które kiedyś były pod opieką Alma Spei.
– Dobro, które dajemy, wraca do nas. Szczerze w to wierzę – mówi.
Na rzecz innych
Wolontariusze nie otrzymują wynagrodzenia za swoją pracę, jednak okazuje się, że działalność społeczna daje im bardzo wiele. Przede wszystkim satysfakcję z niesienia pomocy i robienia czegoś dobrego oraz poczucie sensu i uznanie ze strony innych.
Lidia: Mam wrażenie, że uczestnictwo w wolontariacie wpływa na to, w jaki sposób patrzę na świat i ludzi. Z okazji Dnia Dziecka wraz z podopiecznymi Alma Spei i ich rodzinami byliśmy w krakowskim zoo. Poznałam tam pewną rodzinę, mieli 19-letnią córkę, z którą był dość nikły kontakt. Jej rodzice byli bardzo pogodni, starali się ją zagadywać, uśmiechali się do niej, pokazywali zwierzęta. Byłam zdumiona, że mając ciężko chore dziecko, potrafią się cieszyć każdą chwilą. Dzięki nim uczę się szacunku do życia i dystansu do własnych problemów. Na co dzień nie stykam się z chorymi dziećmi. Obawiałam się, że sobie nie dam rady, że psychicznie to będzie dla mnie za dużo. Dlatego nie zdecydowałam się przyjąć roli aniołka i towarzyszyć tacie, kiedy jako święty Mikołaj odwiedzał podopiecznych w ich domach. Jednak po dniu spędzonym w zoo w towarzystwie podopiecznych Alma Spei i ich rodzin myślę, że może kiedyś będę gotowa…
Marek: Wolontariat daje mi poczucie dobrze i pożytecznie spędzonego czasu, podarowania mojej energii i sił jakiemuś dobru. Nie ukrywam, że mam z tego satysfakcję, chociaż wcale nie myślę, że wykonuję coś wspaniałego. Robię to po cichu, mało komu o tym mówię, chyba że wyjdzie niejako przez przypadek. Praca na rzecz innych sprawia, że ćwiczę pokorę i cierpliwość. Tu nie trzeba mieć specjalnych predyspozycji, trzeba chcieć pomagać. Tu się nie zarabia, ani niczego się nie dostaje i to jest właśnie cenne w świecie, w którym większość spraw kręci się wokół pieniędzy.
„Bo ludzi dobrej woli jest więcej”
Wrażliwość na potrzeby innych, otwarte serca, chęć działania, dzielenie się swoimi talentami, a przede wszystkim wolnym czasem – to drugie ja wolontariuszy. To właśnie dzięki takim postawom osoby pracujące charytatywnie na rzecz innych zmieniają świat na lepsze. Na rzeczywistość, w której patrzymy na innych z nadzieją, większą empatią i wrażliwością.
Wolontariusze zmieniają także swój własny świat.
– Radość ludzi sprawia, że wolontariusz nabiera sił na więcej. Chce pracować dla innych, bo widzi, że to, co robi, jest dla kogoś ważne. Pomaganie jest po prostu potrzebne. Robię to, bo widzę, że pomoc jest realnie potrzebna i możliwa. Może dlatego wolę iść na kwestę niż na imprezę? – mówi Lidia.
– Wolontariat budzi w człowieku dobre emocje, pozwala wierzyć, że ten świat nie jest skupiony tylko na materializmie i konsumpcjonizmie. Pracując charytatywnie, przekonałem się, że w ludziach drzemie dobro, potrzeba jedynie impulsu, aby je wydobyć – podsumowuje Marek.