Wiktoria, Hania, Iga, Marek

Alma Spei Hospicjum dla Dzieci

Argumentów, dlaczego warto zaangażować się w wolontariat, może być tyle, ile osób, które zgłaszają się do bezinteresownej pomocy innym. Każdy ma swój powód i każdy powód jest dobry. Wiadomo, że wolontariusze zmieniają świat, a wolontariusze Alma Spei zmieniają świat nieuleczalnie chorych dzieci.

 

Kiedy z okazji Dnia Dziecka wybraliśmy się z podopiecznymi hospicjum do krakowskiego zoo, towarzyszyłam rodzicom bliźniaczek. Jedna z nich zamiast patrzeć na żyrafy, uśmiechnęła się do mnie. Niezwykłe było dla mnie doświadczenie bycia przez kogoś w pełni akceptowaną i lubianą. Poczułam wielkie wzruszenie, kiedy zdałam sobie sprawę, że dzięki mojemu zaangażowaniu czyjeś życie choć trochę zmienia się na lepsze. Te emocje pamiętam do dziś – mówi Hania, wolontariuszka w Alma Spei.

Różni ludzie, jeden cel

Mają po kilkanaście lat. Pochodzą z różnych środowisk i miejsc Krakowa, uczą się w rozmaitych szkołach. Różnorodne są pasje, cele i marzenia. Łączy ich wolontariat w domowym hospicjum Alma Spei, chęć wspólnego działania dla innych i radość pomagania. Mają odwagę, siłę i chęci, by bezinteresownie wspierać chore dzieci, wykorzystują swoją energię, talenty i entuzjazm, a każda, nawet drobna rzecz, daje im ogromną satysfakcję.

18-letnia Wiktoria usłyszała o hospicjum Alma Spei w swoim liceum i od razu postanowiła włączyć się w jego działalność.

Chciałam, aby moje zaangażowanie było spójne z tym, co chciałabym robić w przyszłości, a zamierzam zostać lekarzem i pracować jako onkolog dziecięcy – mówi.

Hania ma czternaście lat. Rozpoczyna właśnie naukę w pierwszej klasie I Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie.

Jestem tutaj, ponieważ chcę się do czegoś przydać społeczeństwu. O wolontariacie dowiedziałam się w szkole podstawowej. Pomyślałam wtedy, dlaczego nie spróbować? Początkowo byłam trochę przerażona, ponieważ obawiałam się, że nie będę się nadawała do takiej pracy i nie zostanę przyjęta. Na szczęście okazało się, że moje obawy były niepotrzebne.

Marek jest czternastolatkiem. Po wakacjach rozpoczął naukę w Kolegium Europejskim. Jego przygoda z wolontariatem trwa od ubiegłego roku.

W podstawówce dowiedziałem się o programie „Szkoła z pasją pomagania”, który przekłada się na realną pomoc dla nieuleczalnie chorych dzieci. W mojej obecnej szkole ten program nie jest realizowany, ale mam zamiar zaproponować, abyśmy do niego dołączyli. Warto mieć jakieś zajęcie pozaszkolne, a przy okazji pomagać innym.

16-letnia Iga dowiedziała się o Alma Spei, kiedy wolontariusze fundacji kwestowali w jej parafii na rzecz podopiecznych hospicjum.

Wolontariuszką jestem od ponad roku. Lubię pomagać ludziom i sprawia mi to przyjemność – mówi.

 

Pomagamy, jak umiemy

Ich praca na rzecz Alma Spei polega przede wszystkim na udziale w kwestach dla chorych dzieci. Zazwyczaj odbywają się one w niedziele pod kościołami.

Pan Grzegorz, koordynator wolontariatu, wrzuca post na Facebooka z informacją o kweście. Kto ma czas i chęci, ten się zgłasza – opowiadają nastolatki.

Angażują się również na inne sposoby: przygotowują stroiki, ozdoby lub kartki świąteczne dla darczyńców, pojawiają się także na „Ślubach z sercem”, gdzie zbierają pieniądze od gości weselnych, którzy zamiast przynosić kwiaty, postanowili wesprzeć hospicjum. Biorą udział w kiermaszach świątecznych, akcji „Pieluszka od zajączka” i w mikołajkach. Uczestniczą również w Dniu Dziecka w krakowskim zoo, kiedy na wspólny spacer przybywają mali podopieczni hospicjum wraz z rodzinami. Potrzeba wtedy wielu wolontariuszy, by pomóc rodzicom w opiece nad dziećmi.

– Wolontariat poszerza horyzonty, rozwija i odkrywa przede mną świat, o którym nie miałam pojęcia – świat chorych dzieci. Kiedyś razem z zajączkiem odwiedziliśmy chłopca, który miał cztery lata, a wyglądał na dwa. Nie chodził, ani nie mówił, ale tak miło się do nas uśmiechał i próbował się z nami bawić – mówi Iga.

Wiktoria w Alma Spei działa od roku. Najczęściej bierze udział w kwestach, pomaga pakować świąteczne prezenty i rozwozić je po domach chorych dzieci w przebraniu aniołka. Na Wielkanoc w ramach akcji „Pieluszka od zajączka” wraz z innymi wolontariuszami przekazywała dzieciom pampersy i inne potrzebne produkty.

Bałam się trochę, że nie będę w stanie odciąć swoich emocji, że na widok chorych dzieci będzie mi przykro i nie będę w stanie nad tym zapanować. Jednak gdy przychodzimy do podopiecznych, oni tak cieszą się na nasz widok! To, że tam jesteśmy, sprawia im przyjemność. Pamiętam zwłaszcza jedną taką wizytę. To był ostatni dom, najdalej od Krakowa. Mieszkała tam nieuleczalnie chora dziewczynka, z którą właściwie nie było żadnego kontaktu. Razem z panem Grzegorzem dużo rozmawialiśmy z jej mamą. Opowiadała nam o tym, że opiekuje się córką praktycznie przez całą dobę. Razem z mężem zmieniają się co kilka godzin, aby temu podołać. Bardzo nam dziękowali za odwiedziny, przekazali domowe ciasto dla całego hospicjum, ponieważ – jak podkreślali – bez naszej pomocy mieliby bardzo ciężko – opowiada Wiktoria.

A po chwili dodaje: Dzięki Alma Spei nauczyłam się doceniać to, co mam, drobne rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Myślimy, że pewne rzeczy, takie jak zdrowie czy sprawność, po prostu są, wydają się nam oczywiste. Dopiero widok chorego dziecka, które wymaga ciągłej opieki, zmienił moje postrzeganie świata.

 

Pomagać mimo wszystko

Pragnienie pomagania jest w każdym z nas. Chcemy mieć wpływ i zmieniać na lepsze świat, który nas otacza.

Marek: Poszedłem na pierwszą akcję w ramach wolontariatu, ponieważ bardzo chciałem sprawdzić, jak to jest pomagać innym. Miałem nadzieję, że dzięki temu zdobędę doświadczenie, wiedzę, umiejętności, a to może później zaprocentować w moim życiu. Przychodzę do Alma Spei, ponieważ nauczono mnie w domu, że warto pomagać innym. Dodatkowy wkład w podjęcie tej decyzji miał mój nauczyciel WOS – Brian Scott. Powiedział mi, że jest się tym, za kogo inni cię uważają. Postanowiłem wtedy, że będę robił coś dla innych, aby być postrzeganym przez nich jako dobry człowiek. Kiedy w czasie Wielkanocy jeździłem do domów podopiecznych w przebraniu zajączka, trafiłem do mieszkania pewnej dziewczynki, z którą był średni kontakt, ale mimo to ciągle chciała się przytulać i uśmiechała się do mnie. To było bardzo szczere, poczułem, że to, co robię, ma sens.

Wiktoria: Wolontariat daje mi satysfakcję, bo wiem, że nie marnuję czasu, robię coś produktywnego, co może pomóc innym ludziom.

Wolontariusz to osoba otwarta na potrzeby innych ludzi, komunikatywna i empatyczna. Zaangażowana w powierzone zadania i zmotywowana, by wykonać je jak najlepiej. Pozytywnie nastawiona do życia, pełna zrozumienia, tolerancji, umiejąca współpracować z innymi.

Hania: Ktoś może powiedzieć, że wolontariusz musi być dobrym człowiekiem. To nie jest do końca prawda. Sądzę, że niektóre osoby zostają wolontariuszami z egoistycznych pobudek. Nie chodzi im o pomoc innym, ale zaspokojenie swoich potrzeb. Jednak mniej liczą się powody, dla których się pomaga, liczy się sama pomoc. Dlatego uważam, że każdy może być wolontariuszem. Cieszę się, bo jako wolontariuszka mam wsparcie mamy, która bardzo się cieszy, że chce mi się tutaj przychodzić i pomagać.

Moi rodzice także są ze mnie dumni, że robię coś pozytywnego dla innych ludzi. Wspierają mnie także koledzy i koleżanki, tym bardziej, że wielu z nich także jest wolontariuszami. Przez to niekiedy trudno nam się spotkać po szkole, ponieważ nie możemy się zgrać, ale nie stanowi to dla nas dużego problemu – opowiada Wiktoria.

I dodaje, że jako wolontariuszka znajdowała się również w niełatwych sytuacjach, zwłaszcza kiedy ktoś miał niekoniecznie dobre nastawienie do wolontariusza.

Na kwestach albo zbiórkach publicznych w hipermarketach bardzo często spotykamy ludzi, którzy są dla nas obcy. Taki kontakt wiele uczy. Podczas kwest stoimy, rozdajemy ulotki, zbieramy pieniądze, a ludzie do nas podchodzą z chęcią wsparcia finansowego hospicjum. Na zbiórce publicznej jest inaczej. Będąc na przykład w hipermarkecie, to my podchodzimy do ludzi i zachęcamy ich do przekazania pieniędzy. Tymczasem oni przychodzą tam na zakupy, stąd nasza obecność czasem nie jest odbierana za dobrze. Zdarzyło się, że ktoś niemiło się do nas zwrócił. Jednak zawsze się staram reagować z uśmiechem, chociaż bywa, że nie jest łatwo zapanować nad emocjami.

Marek: Dzięki wolontariatowi stałem się bardziej cierpliwy i bardziej świadomy tego, co czuję. Nabyłem też życiowego doświadczenia poprzez kontakt z innymi ludźmi, którzy żyją i myślą inaczej niż ja. Terminalnie chore dzieci przeżywają tylko ułamek tego, co my przeżywamy. Jest to przykre, ale nie da się tego zmienić. Można jedynie starać się zrozumieć. I pomagać.

ODWIEDŹ NAS na Dożynkowej 88a

pon-pt od 8.00 do 15.00

Alma Spei Hospicjum dla Dzieci

31-234 Kraków,

ul. Dożynkowa 88a

skontaktuj się z nami tutaj